środa, 21 grudnia 2011

To będzie mój pierwszy raz. Proszę wszystkich o wyrozumiałość i dobre rady.

Od dłuższego czasu nosiłem się z zamiarem napisania....sam nie wiedziałem czego. Nigdy nie umiałem i nie bardzo lubiłem pisać, ale od pewnego czasu chodziło za mną, żeby przekazać innym co w mojej głowie.
Ale od początku:
- moją żonę Beatkę poznałem 10 lat temu, sporo jeździliśmy razem, chętni poznania świata i ludzi. Nie były to może jakieś wielkie wyprawy na koniec świata, ale po prostu wypady w góry, wyjazdy w okoliczne kraje. Zawsze jeździliśmy na własną rękę, bez tłumów i biur podróży. W 2007 przyszedł na świat gość o imieniu ANTEK - nasz SYN. Mając na uwadze nasz dotychczasowy sposób spędzania wolnego czasu, postanowiliśmy go kontynuować, tym razem we trójkę.

To co będzie tu napisane będzie miało dwa przesłania:
1. Od jakiegoś czasu chodzi za mną pisanie przewodnika turystycznego i opisywanie miejsc, które odwiedziliśmy - i tak też będę się starał to przedstawić.
2. Ważniejszym, będzie chęć pokazania, mam nadzieję w ciekawej formie, że można jeździć z dzieckiem po świecie, nie trzeba czekać aż dorośnie ( wtedy to będzie jeździło, ale samo, tzn bez rodziców). Nie będę nikogo przekonywał na siłę, ale na własnych przygodach, wyjazdach i przeżyciach, będę się starał pokazać że warto.

Pomysł, że będzie to właśnie taka forma, powstał o godzinie 4.30 na pustyni Wadi Rum w Jordanii. Pakowaliśmy się do autokaru po nocy w obozowisku beduińskim. Z racji tego, że była to końcówka listopada, najcieplej nie było. Termometru nie było, ale temperatura oscylowała w okolicach 1stopnia. Zbliżał się koniec wycieczki, a że syn był bardzo szczęśliwy i podekscytowany całą wyprawą, ( dokładnie opiszę później), stwierdziłem, że opiszę nasze podróże i może to pomoże innym rozwiać wątpliwości czy jeździć samemu czy może warto zabrać dzieci, nawet w takie miejsca jak kraje arabskie.


SIERPIEŃ 2007 , Szczawnica
Nasz syn kończy właśnie trzeci miesiąc życia, a my decydujemy się na wyjazd w góry. Naszym ulubionym miejscem jesz Szczawnica, także wybór był prosty. Pakowanie wszystkich niezbędnych sprzętów dla naszego Młodego: wózek, łóżko turystyczne, pieluchy, kaszki, chusteczki i dużo innych gratów.

Pierwszy dzień - nic szczególnego. Ot, zwykłe spacerki z wózkiem. Odwiedzamy "nasze" kąty. Zalatujemy do Chatki (niepozorna knajpa przy parku, naprzeciw dworca PKS) na pstrąga. Jak zwykle rewelacja.
Dla wszystkich taka wyprawa to spore emocje. Dla Młodego, może nie szczególnie, bo większość czasu śpi. Ale my - rodzice, cali w emocjach. No wiecie - pierwszy raz z dzieckiem i to trzymiesięcznym w górach. A jutro Palenica....


 cdn